czwartek, 26 listopada 2015

Zamordyści-anarchiści

"Widmo kaczyzmu krąży nad Polską" - powiedziała kiedyś posłanka SLD Hanna Senyszyn. Wczoraj widmo ukonkretniło się w postaci kolejnej sejmowej rąbanki w wykonaniu partii już rządzącej. "Prawem i lewem", nocą, w pośpiechu, kompletnie ignorując istnienie zarówno opozycji, jak i sejmowego biura ekspertyz, sejmowa armia Prezesa przegłosowała uchwały unieważniające wybór pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego.


 Przeszkodą nie stały się ani głośne protesty Nowoczesnej i nieco cichsze PSL- u, ani demonstracyjne wyjście Platformy z sali obrad, ani opinie ekspertów mówiących o bezprawności a nawet prostym braku mocy prawnej podjętych uchwał. Kto by tam słuchał "partii banksterów", "zdrajców smoleńskich" i "partii obrotowej", kto by zwracał uwagę na tępych imposybilistów prawnych, którzy nie rozumieją, że"wola narodu stoi ponad prawem", jak prześlicznie wyeksplikował marszałek-senior Morawiecki senior. Wola narodu uosobionego przez Prezesa.
PiS przegłosował prymat tak rozumianej woli narodu, którą wcześniej wyłożył był p. Kaczyński w wywiadzie dla Telewizji Republika. Dostaliśmy kaczyzm stosowany w postaci czystej. Realizowany - podobno w imię interesów wolnej Polski, przez partię co i rusz powołującą się na wszystkich antykomunistycznych świętych od Pileckiego po Popiełuszkę - przy udziale byłego komunistycznego prokuratora, posła Piotrowicza.


 Nikt w PiS-ie nie odważył się jeszcze wypowiedzieć tego słowa (oficjalnie wciąż przeżywamy pierwszy etap Dobrej Zmiany), ale wątpliwości jest coraz mniej. PiS, z niewielką pomocą swoich przyjaciół z Ruchu Kukiza (i zadekowanego w jego klubie Ruchu Narodowego), rozpoczął narodowo-katolicką rewolucję. Wydaje się, że jest to już ruch nie do cofnięcia, zresztą i Prezes, i prezydent Duda muszą sobie z pewnością zdawać sprawę, że przynajmniej sam prezydent już dziś ma jak w banku co najmniej próbę postawienia przed trybunałem stanu, jeśli PiS odda władzę. Od chwili nieszczęsnego ułaskawienia ministra Kamińskiego było wiadomo, że będą robić wszystko, aby zapewnić sobie władzę na wiele lat.


A skoro to rewolucja, wszelkie próby dogadywania się z kaczystami są z góry skazane na niepowodzenie. Ludzie kierujący się logiką rewolucyjną nie są w stanie przyjąć argumentów ludzi kierujących się logiką wolności ujętej w ramy prawa. Prezes będzie chciał przewrócić do góry nogami cały porządek prawny i na jego gruzach budować nowy. Oczywiście taki, jaki sam wymyśli. Wszak przez niego przemawia wola ludu, a dowody jego wielkości są niepodważalne, co potwierdził swoim słowem sam Pan Prezydent.
Na razie jednak Prawo i Sprawiedliwość wikła się - i nas wszystkich przy okazji - w sytuację, która może zaskoczyć nawet samą partię, a kulturze prawnej w Polsce uczynić szkody na dziesięciolecia. Cóż bowiem znaczy przyjęcie do wiadomości, że Sejm może po krótszym czy dłuższym czasie zwykłą uchwałą unieważnić istniejący stan prawny? Jaka jest cena "woli ludu idącej przed prawem"?


Ano, ceną taką jest anarchizacja porządku prawnego i życia społecznego.


Jeśli bowiem uchwałą sejmową można cofnąć  zgodny z ustawą wybór sędziów, to czemu nie  cofnąć wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich? A skoro można unieważniać tego typu skutki stosowania aktów prawnych, to czemu nie innych? Unieważnijmy mandaty wypisane za palenie tytoniu w miejscach niedozwolonych, a co, nie wolno? Już wolno! A potem niech skarb państwa oddaje, co niesłusznie zarobił! Unieważnijmy ślubowanie prezydenta Komorowskiego! W końcu uchwałę o ważności ślubowania podejmuje Sejm, czyli - na podstawie wczorajszego precedensu - można uznać, że może ją unieważnić. A wtedy od razu bierzemy "Komoruskiego" za łeb i do prokuratury, bo pełnił funkcję jako uzurpator, jego prezydenckość nigdy nie zaistniała! To oczywiście przykład skrajny, ale naprawdę, tak to by działało, gdyby wczorajszy wygibas prawny PiS-u uczynić normą. Sądząc po zadowoleniu niektórych posłów obozu rządowego, wielu z nich takie podejście do prawa się podoba.


Nietrudno sobie wyobrazić, jak taki zwyczaj może oddziaływać na tych, którzy wszelkie przepisy mają stosować, bądź to w roli obywatela, bądź to w roli urzędnika. W kraju, w którym i tak szacunek dla prawa jest niewielki, a jego przestrzeganie wynika raczej ze strachu przed konsekwencjami, niż z przekonania, doprowadzić by to mogło do kompletnego rozprzężenia społecznego. Ludzie takie prawo by lekceważyli (przecież jak się zmieni rząd, to pewnie to i owo unieważnią), urzędnicy woleliby na wszelki wypadek nie podejmować żadnych decyzji (po co, skoro każda może być unieważniona, bo nowy Sejm uzna, że poprzedni źle sformułował przepisy), ba - nawet sam Sejm w pewnym momencie zacząłby mocno się zastanawiać, czy tworzyć lub nowelizować jakiekolwiek przepisy, skoro w następnej kadencji ktoś zawsze może wstecznie unieważnić wszystkie podjęte na ich podstawie decyzje, bo uzna, że nie taka była wola ludu.
Wizja przesadzona, dziwaczna, nierzeczywista? No cóż, niekorzystnych dla państwa i prawa skutków stosowania liberum veto też nie przewidywano, póki posłowie nie zaczęli jej stosować. A przecież, cokolwiek by o nim nie mówić, liberum veto - w przeciwieństwie do tego, co wyprawiają ludzie Prezesa - było metodą najzupełniej legalną.


Mamy więc działania nadpremiera-nadprezydenta, które w założeniu mają mu pomóc we wprowadzeniu rządów zamordystycznych co najmniej na wzór Orbana, ale które jednocześnie mogą prowadzić do erozji porządku prawnego i anarchizacji życia społecznego. Takich to zamordystów-anarchistów mamy w PiS-ie!


Ale może to właśnie o to chodzi? Niech będzie bałagan, a potem my, pisowcy, złapiemy to wszystko za pysk, a obywatele nagrodzą nas przy urnach za zaprowadzenie porządku w niebezpiecznych czasach? O to - oprócz zgwałcenia Trybunału - chodzi w tej zabawie?


Nie wiem. Tylko Prezes wie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz