piątek, 20 listopada 2015

Rewolucja Październikowa

Zdanie o tym, że historyczne dramaty nieraz wracają jako farsa, jest tak wyświechtane, że aż wstyd je przypominać. Jednak początek rządów Prawa i Sprawiedliwości w Polsce wręcz zmusza do jego przypomnienia.
Pozazdrościliśmy Rosjanom ich Wielikoj Oktiabrskoj. I w końcu, zupełnie demokratycznie, zrobiliśmy swoją. Też październikową, bo wybory były w październiku, i to 25 października - a taki dzień wypadał w kalendarzu juliańskim 7 listopada. I też w listopadzie, bo prawdziwa jazda po bandzie zaczyna się dopiero teraz.


Dwa dni temu pani premier Szydło wygłosiła w Sejmie exposé. Po przerwie na mównicę wszedł prezes Kaczyński i... wygłosił drugie, bogatsze i chyba ważniejsze od pierwszego.  Ale tak naprawdę ani jedno, ani drugie nie było w tym wszystkim najważniejsze, w końcu  zwyczaj wygłaszania exposé i formalnego przegłosowywania wotum zaufania dla rządu istniał i za sanacji, i za PRL-u.
Najważniejsze bowiem działo się i dzieje obok "części oficjalnej".
Jarosław Kaczyński był działaczem opozycji antykomunistycznej. Wygrał, razem z całym swoim obozem, walkę o polską wolność i suwerenność. Ale polityki najwyraźniej uczył się także drogą analizy systemu władzy stworzonego przez PZPR. I okazał się uczniem pojętnym, stworzył nam bowiem w wyniku wspomnianej październikowo-listopadowej rewolucji dostosowaną do obecnych warunków kopię tamtego układu i myślenia o władzy.
Mamy oto bowiem po raz pierwszy od czasów Gierka sytuację, w której faktycznym przywódcą kraju, kontrolującym zarówno większość parlamentarną, jak i nominalną głowę państwa, jest szef partii rządzącej, który jednakowoż żadnych oficjalnych funkcji państwowych nie pełni. Została u nas odtworzona znana z Polski Ludowej zasada, że "rząd rządzi, a partia kieruje". Nie byłby to może aż taki kłopot, gdyby PiS był partią uznającą normalne demokratyczne reguły, procedury i obyczaje. Niestety, ostatnie dni coraz wyraźniej pokazują, że PiS taką partią nie jest.


Gdy p. Szydło zakrzyknęła z trybuny sejmowej "dość arogancji władzy", przez twarz Pana Prezydenta przebiegł dziwny grymas, tak jakby resztki przyzwoitości i wstydu walczyły w jego duszy z narkotyczną ekstazą wynikająca z poczucia potężnej władzy, podlegającej jedynie kaprysom Prezesa. Dzień wcześniej Andrzej Duda, nie pytając nikogo o radę, ułaskawił skazanego nieprawomocnie za nadużycie władzy Mariusza Kamińskiego. Przy okazji oficjalnie, zastępując sąd (ciekawe, co sąd tym zrobi) , umorzył postępowanie w tej sprawie. Wiadomo - z prawomocnym wyrokiem nawet ułaskawiony Kamiński, jakże potrzebny nowej władzy "na odcinku" służb specjalnych, nie dostałby certyfikatu dostępu do informacji tajnych. A skoro postępowanie jest umorzone, to wyroku nie będzie, i problem z głowy! Chyba że sąd się uprze i prezydenckiego umorzenia nie uzna, argumentując imposybilistycznie, że sądy to jedna władza, a  prezydent - druga. Ale nie ma się co martwić Pan Prezydent, przecież Prezes powiedział w post-exposé, że sądami też już niedługo zatrzęsie Dobra Zmiana...


Ten sam p.Duda uporczywie odmawia zaprzysiężenia nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. PiS tymczasem ekspresowo przepycha zmianę ustawy, która pozwoli mu wybrać kolejnych pięciu sędziów, ale nie zmienia dopuszczalnej ich ilości. Będzie awantura o to, których można zaprzysiąc, a których nie, bo się wszyscy nie zmieszczą, Trybunał będzie sparaliżowany, powaga władzy sądowniczej mocno obniżona - i o to chodzi.
Zauważmy - ustawę "trybunalską" przepycha się nocą, nocą odwołuje się wszystkich szefów służb, nocą zmienia regulamin sejmowej komisji mającej służby kontrolować. Robi to partia, której dzisiejsi przywódcy i zwolennicy zarzucali Lechowi Wałęsie, że koalicję, która w 1992 roku obaliła rząd Olszewskiego, montował właśnie nocą. No tak, przecież wtedy to była zła zmiana, bardzo zła zmiana! A teraz jest Dobra. Dobrą Zmianę wolno robić nocą, a nawet jest to pożądane, bo wrogowie Dobrej Zmiany są wtedy zmęczeni i trudniej im kąsać.


Wszystko to odbywa się w atmosferze zapowiedzi kolejnych rewolucyjnych kroków. Minister Gliński do walki o Dobrą Zmianę w mediach posyła oto p. Czabańskiego, tego samego, który w duecie z podobnym mu rewolucjonistą moralnym, p. Targalskim, czyścił niegdyś radio i telewizję ze "złogów gierkowsko-jaruzelskich".
Minister Macierewicz oświadcza, że od dziś "wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej jest najwyższym wyzwaniem i honorem Wojska Polskiego". Zawsze mi się wydawało, że najważniejszym zadaniem wojska jest obrona granic kraju, ale co ja tam wiem, co my wszyscy wiemy.
Pani premier jednego z zuchów z CBA, ułaskawionych razem z ministrem Kamińskim, od razu zatrudnia w swojej kancelarii.
Jacek Kurski, ten od "dziadka z Wehrmachtu", będzie reformował Ministerstwo Kultury.
 Wiceprzewodniczącym komisji do spraw służb zostaje Paweł Kukiz. Wiedzę o służbach ma niewielką, a u siebie w klubie sporą gromadkę jawnych wrogów demokracji. Teraz będzie miał dostęp do tajnej wiedzy o różnych osobach i organizacjach, także tych, których nie lubią jego narodowcy.


Nie wiem, czy PiS jest tak pewny siebie, iż wierzy, że rządząc w ten sposób zapewni sobie drugą kadencję, czy może ma już w zanadrzu jakiś - wolę nie myśleć, jaki! - plan utrzymania się u władzy niezależny od nastrojów społecznych w 2019 roku. Pewne jest tylko to, że opozycja wszelkich odcieni musi się przygotować na długą i trudną walkę. Społeczeństwo, przynajmniej na razie, zdaje się raczej popierać rządzących, w rankingu zaufania prowadzą Duda, Kukiz i Szydło.


Wczoraj opozycja demonstracyjnie wyszła z sali, gdy PiS z Kukizem robili bałagan w Trybunale. Obyśmy w tej kadencji widzieli więcej takich zdecydowanych zachowań. Tylko w ten sposób mogą dziś partie prodemokratyczne zwrócić uwagę wyborców na groźne zapędy obozu władzy. Gdy większość jest w rękach PiS-u, reszcie pozostaje krzyk i hałas. Trzeba go robić, bo w hałasie źle się śpi. Dziś zadaniem opozycji jest budzenie wyborców. Bo jeśli naród uśnie, PiS bez przeszkód uśpi polską demokrację.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz