środa, 11 listopada 2015

Żadnych marzeń, lemingu!

"Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie, chcieliście PiS-u, no to go macie" - napisałby zapewne Konstanty Ildefons, gdyby przyszło mu żyć w naszych czasach. Jeśli ktokolwiek miał nadzieję, że - jak tu i ówdzie przebąkiwano - "PiS zmądrzał", że prezes Kaczyński będzie w swoich decyzjach pamiętał o wyborcach centrowych, którzy postawili na niego jako na przeciwwagę dla Platformy, i dzięki którym tak naprawdę wydusił swoje 37 procent głosów i możliwość samodzielnych rządów, to skład nowego rządu z pewnością skutecznie tę nadzieję zabił. Dostaliśmy bowiem IV RP bis, i to w roztworze mocno stężonym.


Najwięcej kontrowersji wywołuje oczywiście uczynienie z Antoniego Macierewicza ministra obrony. Ze zdroworozsądkowego punktu widzenia powoływanie na to stanowiska człowieka ogarniętego wiarą w teorie spiskowe i wyznającego zasadę, że cel uświęca środki, jest z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa co najmniej wątpliwe, ale przeciez nie o bezpieczeństwo państwa tu chodzi. Minister Macierewicz potrzebny jest Prezesowi u sterów MON, ponieważ gwarantuje zdecydowane zajęcie się wyjaśnianiem sprawy już wyjaśnionej, czyli przyczyn katastrofy smoleńskiej. Powrócą - tym razem już z oficjalną sankcją państwową - wybuchające parówki, rozpadające się puszki, "piiiii-bziu!", pancerne brzozy, sztuczne mgły, chmury helu i podobne konstrukcje myślowo-eksperymentalne, zaś Komisja Badania Wypadków Lotniczych zostanie obsadzona ekspertami zbliżonymi do PiS-u. A wszystko po to, aby jednak spróbować udowodnić, że w Smoleńsku doszło do zamachu, w którym poległ brat p. Kaczyńskiego. Dla tego jednego celu Prezes jest najwyraźniej w stanie narazić kraj na konsekwencje decyzji podejmowanych w sferze obronności przez człowieka o - delikatnie to ujmując - bardzo specyficznym typie osobowości i umysłowości.


  Ludzie o bardzo specyficznym typie umysłowości i osobowości będą zresztą zaludniać nową Radę Ministrów niemal w całości. Nie wszyscy wydają się przy tym osobami niekompetentnymi czy nie nadającymi się na ministrów. Anna Sterżyńska, która, będąc szefową Urzędu Komunikacji Elektronicznej, zasłynęła ze swojej odważnej postawy wobec lobby telekomunikacyjnego, będzie z pewnością w Ministerstwie Cyfryzacji właściwą osobą na właściwym miejscu. Ministrów Morawieckiego czy Szałamachy należy się obawiać raczej w kontekście ich liberalnych poglądów, które mogą im przeszkadzać w realizowaniu zapowiadanego przez PiS zwrotu socjalnego, niż jakichkolwiek braków kompetencyjnych. Ogólnie jednak skład rządu, będący wypadkową gry poszczególnych frakcji partyjnych w PiS, interesów pozostałych partii zrzeszonych w ZP i - co chyba najważniejsze - widzimisię Prezesa, budzi co najmniej niepokój.


Funduje nam się bowiem ministra nauki, który słyszy płacz mordowanych zarodków. Obdarowuje się Polskę ministrem środowiska, który wierzy w legendy o trujących smugach chemicznych, strzela dla przyjemności do zwierząt i chciałby pozyskiwać drewno w lasach chronionych. Minister sprawiedliwości podczas poprzedniego pobytu na tym stanowisku publicznie ferował wyroki przed procesami sądowymi. Pani minister edukacji nie widzi nic złego w tym, że w szkole jest religia opłacana z państwowej kasy, nie ma zaś ani państwowego nadzoru nad jej nauczaniem, ani powszechnie dostępnych zajęć z etyki. Wreszcie nowy koordynator służb specjalnych jest objęty nieprawomocnym wyrokiem sądowym za nadużywanie władzy, i - kto wie? - być może prosto z ministerialnego fotela będzie musiał się przenieść na więzienną pryczę. A wszystkimi tymi osobami dowodzić ma premier Szydło, która w ogóle nie miała wpływu na ich powołanie, a i samo bycie premierem musiała sobie u prezesa Kaczyńskiego z dużymi problemami wynegocjować. Słowem: mamy słaby rząd z jeszcze słabszym premierem, całkowicie kontrolowany przez ukrytego w cieniu przywódcę partii rządzącej.


Komentatorzy zwracają uwagę, że Jarosław Kaczyński cały proces tworzenia nowego rządu rozegrał w taki sposób, aby innym graczom w jego własnym obozie dokładnie pokazać ich miejsce w szeregu. Temu służyło zapewne nocne ściągnięcie na Żoliborz prezydenta Dudy, przypadkowo zauważone przez jeden z tabloidów, odsunięcie p. Szydło od rozmów gabinetowych, "przesuwanie" kandydatów na ministrów po różnych ministerstwach (iloma to miał kierować biedny poseł Gowin, zanim go w końcu zagoniono do robienia porządku w szkolnictwie wyższym?) i podobne działania. Jednak nie tylko do swoich wysyłał Prezes czytelne sygnały. Jeszcze czytelniejszy wysłał bowiem do niepisowskiej większości społeczeństwa. Rząd, który przedstawiono, jest bowiem sam w sobie komunikatem.


 Nadprezydent-nadpremier Kaczyński mówi tym rządem mniej więcej to, co car Aleksander powiedział niegdyś Polakom liczącym na zwiększenie samodzielności Królestwa: "point de rêveries, messieurs!". A więc żadnych marzeń, panie i panowie lemingi, liberalni demokraci, geje, innowiercy, imigranci, feministki! Żadnych mrzonek dotyczących jakichkolwiek ustępstw w dziedzinie obyczaju, światopoglądu i praw mniejszości, żadnego przyzwolenia na nowomodne lewackie wymysły! Żadnego odejścia od programu restytucji IV RP nie ma i być nie może! Oto zaczyna się budowa Polski prawej i sprawiedliwej, katolickiej i narodowej. Polski bez gejowskich małżeństw, genderowego obłędu, niepotrzebnie komplikujących życie praw mniejszości, bez uchodźców i wyuzdanych parad ulicznych, bez obrażających świętą wiarę katolicką obrzydliwych spektakli teatralnych. Nie tego potrzebuje chrześcijańskie społeczeństwo polskie. Zemsty i odwetu nie będzie, ale winni uczynienia z Polski ruiny zostaną ukarani. Katastrofę smoleńską będziemy wyjaśniać, ile będzie trzeba, i dojdziemy do prawdy, choćbyśmy mieli wyciąć wszystkie brzozy w Europie. Będzie religia w szkole, kompromis aborcyjny, edukacja patriotyczna i narodowe media! Nasz bogobojny, tradycyjny, prawy i sprawiedliwy Naród tego właśnie potrzebuje i to dostanie. A jak się komuś nie podoba, to już jego problem i proszę nam tu nie zawracać głowy. My tu wprowadzamy Dobrą Zmianę i nie mamy czasu zajmować się głupotami.


To właśnie mówi do nas tym rządem Jarosław Kaczyński.
I obawiam się, że nie żartuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz