niedziela, 22 listopada 2015

Władza, Kościół i kukła Żyda


Spalenie kukły Żyda, którego dokonali kilka dni temu uczestnicy antyislamskiej (!?) demonstracji we Wrocławiu, wśród ludzi przyzwoitych, niezależnie od ich orientacji politycznej, wywołało szok i niedowierzanie. Chyba po raz pierwszy po 1989 (a może i po 1939) roku tak jawnie nawiązano w Polsce do niesławnej tradycji przedwojennego antysemityzmu. W prasie i blogosferze odezwały się głosy potępiające, oburzenie wyraził prezydent Wrocławia, a Partia Razem złożyła doniesienie do prokuratury. Tzw. czynnik społeczny zachował się więc, jak powinien. Niestety, tylko on.


Od miesięcy narastają w Polsce nastroje skrajnie prawicowe, w ostatnim czasie wzmocnione nakręcanym przez polityków strachem przed uchodźcami z krajów arabskich. Ulicami przeciągają manifestacje, podczas których głoszone są rasistowskie i ksenofobiczne hasła, obrażani są przedstawiciele religii muzułmańskiej, wzywa się do fizycznej rozprawy z wyznawcami islamu. Podczas jednej z nich otwarcie grożono śmiercią ówczesnej premier, Ewie Kopacz. Coraz częściej dochodzi do ataków na mieszkających u nas Arabów i przedstawicieli innych narodowości - również tych od urodzenia mieszkających w Polsce. Sądy - niestety - bywają dla sprawców stanowczo zbyt łagodne.
Dokonują tego wszystkiego prymitywni osobnicy, ubrani często w tzw. "odzież patriotyczną". Są oni najwyraźniej przekonani, że ryknięcie "j... islam!" albo wytrzaskanie po twarzy pierwszego spotkanego na ulicy "ciapatego" to czyn w stu procentach patriotyczny, godny pochwały co najmniej takiej, jak czyny upamiętnionych na "patriotycznej" bluzie żołnierzy wyklętych. Nie wiem natomiast, jak krętymi i odległymi od głównych drogami chadzał umysł człowieka, który podpalił kukłę Żyda, protestując przeciwko sprowadzaniu do Polski Arabów. Trochę to tak, jakby protestując przeciwko Państwu Islamskiemu pan ów spalił kukłę papieża Franciszka.


W obliczu tego wszystkiego - w szczególności w sytuacji doprawiania antyarabskiego bigosu sosem antysemickim - należałoby się spodziewać reakcji tych, którzy sprawują w Polsce rząd doczesny, i tych, którzy wciąż w ogromnym stopniu sprawują w niej rząd dusz. I tu natykamy się na przedziwną ścianę. Mimo medialnego rozgłosu sprawy wrocławskiej do głosów potępienia nie przyłączyli się oficjalnie ani prezydent Duda, ani premier Szydło, ani nadpremier-nadprezydent Kaczyński. A Kościół zrobił dziwny unik, mimo że miał ogromną szansę pokazać, że naprawdę i bez zastrzeżeń odcina się od ksenofobii i antysemityzmu.


Panią premier wyręczyło MSWiA, które wyraziło swoją dezaprobatę, i szefowa jej kancelarii, p. Kempa (dość mocne i chyba autentyczne słowa o tym, że Polska jest wspólnym państwem obywateli wszystkich wyznań i nacji), ale jej milczenie i tak dziwi.
Milczenie Pana Prezydenta zaskakuje jeszcze bardziej z racji żydowskich korzeni Pani Prezydentowej. Prezes, tak elokwentny ostatnio w parlamencie, też żadnego oświadczenia nie wydał. Nie słychać również głosu marszałka -seniora Morawieckiego, który tak pięknie mówił w Sejmie o wspólnocie i wartościach. Cisza jak makiem zasiał.
Nie śmiałbym podejrzewać pp. Kaczyńskiego, Dudy i Szydło o antysemityzm, za to doskonale zdaję sobie sprawę, że potępienie ostatnich prawackich rozrób mogłoby spowodować wycofanie przez część antysemicko myślących wyborców poparcia dla PiS-u. Tylko czy parę procent w sondażach na cztery lata przed wyborami jest warte milczenia w sytuacji, w której przyzwoitość każe coś powiedzieć?


Niestety, nie stanęli na wysokości zadania także arcypasterze i książęta Kościoła polskiego. Niedawno opublikowali oni na stronach Episkopatu list pasterski, w którym twardo przypomnieli, że antysemityzm jest grzechem. Aż by się chciało klaskać w dłonie i pochwalić, problem w tym, że... list nie został odczytany w kościołach. Ani tuż po wydaniu, ani teraz, po spaleniu kukły. Mętne tłumaczenia biskupów ("są dwa rodzaje listów: takie, które się czyta w kościołach, i takie, których się nie czyta", "tyle tych listów ostatnio jest, nie da rady czytać wszystkich") tylko ich pogrążają. Istnieje bowiem pewna gradacja ważności spraw, list można było i należało wrzucić do kategorii tych czytanych, szczególnie po wybrykach wrocławskich.  Księżom jakoś nigdy nie brakuje czasu na czytanie z ambon elukubracji potępiających na przykład "ideologię gender" czy "wojujący feminizm".
Podobno pomysł odczytania listu zablokowała konserwatywna większość w Episkopacie, która inaczej...  w ogóle nie zgodziłaby się na jego stworzenie. W ten sposób Kościół polski po raz kolejny pokazał, że swoją pozycję zamierza budować w oparciu o najbardziej konserwatywną, ciemną, ksenofobiczną i dewocyjną grupę wiernych, których nie należy drażnić wypominaniem im grzechu antysemityzmu.

Prasa liberalna i sami polscy Żydzi zareagowali na list z entuzjazmem, nie zauważono jednak, że wpływ owego listu na wiernych, szczególnie tych zarażonych wirusem antysemickim, będzie żaden. Bo proszę mi powiedziec, jaki odsetek przeciętnych katolików (a tym bardziej troglodytów krzyczących "j... Araba!" czy też słuchających codziennie Ojca Dyrektora moherowych babinek) zagląda codziennie na strony internetowe Episkopatu Polski?


Władza - z nielicznymi wyjątkami - milczy, Kościół udaje, że coś mówi. Wezwania do antymuzułmańskiej przemocy  zdążyły już zaowocować pobiciami Arabów i nie tylko Arabów. Czy zdecydowanej reakcji na palenie żydowskich kukieł doczekamy się dopiero, gdy dziarscy chłopcy w patriotycznym zapale skrzywdzą w końcu prawdziwego Żyda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz