niedziela, 19 czerwca 2016

Po co im ta Trójka?

Niedawne odejście Jurka Owsiaka z „dobrze zmienionej” radiowej Trójki wywołało u wielu słuchaczy tej stacji i osób jej życzliwych szok i niedowierzanie. Trochę to dziwne, bo w zasadzie od początku robienia „narodowych” porządków w mediach publicznych było wiadomo, że takie osoby jak red. Owsiak długo tam nie wytrzymają, i albo odejdą same, albo prędzej czy później zostaną pod jakimś pretekstem usunięte.

Mimo wszystko mam duże wątpliwości, czy znany dziennikarz i społecznik powinien odchodzić z radia na własną prośbę, choć oczywiście jest to jego wolny wybór, do którego ma niezbywalne prawo jako człowiek i dziennikarz. Rozumiem, że nie chciał siedzieć na tykającej bombie i czekać na wybuch, ale mimo wszystko śmiem uważać, że popełnił błąd.
Po pierwsze, dał pisowskim politrukom do ręki wygodny argument: każdy z nich na zarzut o zamordowanie audycji „Się kręci” i pozbycie się kultowej postaci będzie teraz odpowiadał słowami „myśmy pana Owsiaka z radia nie wyrzucali, sam sobie poszedł”.
Po drugie, kompletnie nie trafiony był argument, który można streścić słowami „odchodzę, bo nie podoba mi się pan Semka, który zawłaszczył audycję bezpośrednio poprzedzającą moją”. Oczywiście, ma Owsiak rację, gdy mówi, że zarówno sposób sprowadzenia red. Semki do stacji, jak i jego sposób prowadzenia audycji nie ma nic wspólnego z duchem Trójki, jednak uzasadnianie tym konieczności opuszczenia stacji jest niczym innym, jak wystawieniem się na strzał przeciwnika. Internetowi i prasowi miłośnicy Dobrej Zmiany mogą teraz do woli pisać o „apostole tolerancji nie tolerującym innych poglądów niż własne”, i żadnym argumentem nie da się ich przekonać. Chyba lepiej by było, gdyby pan Jerzy poprosił, aby jego odejście potraktować jako gest solidarności z kolegami wcześniej wyrzuconymi z rozgłośni (również tymi, zamiast których słuchacze muszą teraz wysłuchiwać red. Semki), nie odwołując się personalnie do osób stanowiących desant ideologiczny Prawa i Sprawiedliwości w Trójce.
Po trzecie, wspomniane zwolnienia, które dotknęły radiowców często wybitnych i autentycznie zasłużonych dla misji mediów publicznych, już kosztują Trójkę bardzo dużo w sensie wizerunkowym i pod względem ogólnego poziomu audycji. Jeśli nawet dyrekcja stacji planuje kolejne takie posunięcia, nie należy jej w realizacji tego planu pomagać i własnowolnie się z Trójki usuwać. Najlepszym prezentem dla przeciwnika jest dobrowolne poddanie się, tym bardziej, że przeciwnik typu kaczystowskiego uzna taką postawę za przyznanie mu moralnej racji i zachętę do dalszego demolowania stacji. Jest bowiem rzeczą nie ulegającą wątpliwości, że ambicją obecnego zarządu Radia i czynników politycznych nim sterujących (co do dyrektora Hlebowicza, nie mam pewności, co jest jego ambicją) jest przerobienie Programu Trzeciego z „radia dla lemingów” na „tubę Dobrej Zmiany dla lemingów”. Zarząd i czynniki są jednak na tyle pozbawione umiejętności krytycznego myślenia, że nie zdają sobie sprawy, iż produkują tubę, której nikt nie będzie słyszał.

***

Pani prezes Stanisławczyk et consortes robią z Trójką co chcą. Wyrzuca się z rozgłośni dziennikarzy lubianych i szanowanych przez słuchaczy, ludzi, którzy od lat kształtują wysoki poziom merytoryczny i specyficzną, przyjazną inteligentnemu słuchaczowi atmosferę stacji. W zamian za to przysyła się na Myśliwiecką osoby, które ani nie umieją w sposób ciekawy i profesjonalny prowadzić audycji radiowych, ani nie szanują tradycji i ducha audycji, które dostali w prezencie od Dobrej Zmiany.
Widać to wyraźnie u nowych prowadzących kultową do tej pory audycję społeczno-kulturalną „Klub Trójki”. Ani red. Górny, ani red. Semka ducha Trójki nie czują, autentycznego „Klubu Trójki” też zapewne nigdy nie słuchali, bo gdyby słuchali, wiedzieliby, że koncepcja tego programu wręcz zabraniała prowadzącemu narzucania się ze swoimi poglądami politycznymi, a i goście zazwyczaj unikali epatowania swoimi preferencjami w tym względzie, lub wyraźnie zaznaczali, że to ich prywatne poglądy, a nie „obiektywnie słuszne”. Audycje panów Górnego i Semki są tymczasem całkowitym zaprzeczeniem tych zasad. Podobnym zgrzytem są przeprowadzane przez red. Lisickiego „wywiady na kolanach” w paśmie porannym. Odsunięty od rozmów z politykami Marcin Zaborski śmiało wytykał błędy, nieścisłości czy pomyłki reprezentantom wszystkich opcji, i jakoś nikomu to nie przeszkadzało, choć stacją kierowała przecież Magdalena Jethon, dość mocno kojarzona z opcją proplatformerską. I prawdopodobnie za ten obiektywizm red. Zaborski teraz zapłacił. Najwyraźniej bano się, że zacznie zadawać niewygodne pytania ministrowi Macierewiczowi lub, co nie daj Bóg, wytknie wewnętrzną sprzeczność w jakiejś wypowiedzi samemu Prezesowi.

Cała koncepcja przemiany Trójki w medium „narodowe” świadczy przede wszystkim o głębokim niezrozumieniu specyfiki tej stacji i sposobu myślenia jej słuchaczy.
Trójka nie jest bowiem, wbrew lansowanej tu i ówdzie tezie, radiem słuchanym tylko przez zwolenników opcji liberalnej czy osoby o poglądach lewicowych, podobnie w zespole dziennikarskim nie wszyscy są nastawieni antyrządowo. Jest natomiast radiem słuchanym przez ludzi ceniących niezależność przekonań i oczekujących od dziennikarza czy publicysty szacunku dla poglądów odbiorcy. Radio powinno w ich pojęciu informować, zaciekawiać, szukać odpowiedzi na pytania, organizować dyskusje z udziałem przedstawicieli różnych kierunków ideowych, próbować objaśniać świat i pokazywać go z różnych punktów widzenia – ale to wszystko w sposób jak najdalszy od wskazywania „jedynie słusznej” ideologii, narzucania jej odbiorcy i nachalnego epatowania prywatnymi poglądami redaktorów.
I takim właśnie słuchaczom nowa dyrekcja, z dyrektorem Hlebowiczem na czele, proponuje… słuchanie radia z tezą. A teza jest taka, że wszystko, co czyni Dobra Zmiana jest z definicji dobre i należą się temu pochwały, zaś wszystko to, czemu Dobra Zmiana się sprzeciwia, musi z radia zniknąć, bo z definicji jest szkodliwe. Całą tradycję Trójki jako radia dla ludzi inteligentnych i umiejących wyrobić sobie własne zdanie (tradycję, którą udawało się tworzyć nawet w czasach dyktatury komunistycznej – Trójka korzystała wówczas z pewnej autonomii w sprawach programowych, a władze traktowały ją jako swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa) wyrzuca się dziś na śmietnik w ramach tworzenia „osłony medialnej” dla pomysłów obecnego rządu, a raczej pomysłów osoby kierującej tym rządem z tylnego siedzenia.
Pani prezes Stanisławczyk i jej mocodawcy albo rzeczywiście wierzą w to, że Trójkowe lemingi stulą uszy i tak jak dotąd słuchały z zainteresowaniem Jerzego Sosnowskiego czy Marcina Zaborskiego, tak teraz zaczną słuchać Piotra Semki i jego kolegów z nowego zaciągu, albo aż tak naiwni nie są, i w gruncie rzeczy guzik ich obchodzi, czy w ogóle ktokolwiek takiego radia będzie słuchał. Wyniki słuchalności siostrzanej Jedynki lecą na łeb na szyję, i jakoś nikomu to specjalnie nie przeszkadza. Badania takie robi się co prawda przede wszystkim w celu uzyskania wskazówek potrzebnych do przygotowania strategii pozyskiwania reklamodawców, i z tej przyczyny są one przeprowadzane głównie wśród słuchaczy należących do potencjalnego targetu reklamowego, trudno więc uznać je za rzetelne badania słuchalności radia w ogóle (i w tej akurat kwestii prezes TVP Jacek Kurski ma trochę racji), ale da się z nich wyczytać pewną ogólną tendencję. Publiczne radio traci słuchaczy. Widać to zresztą po deklaracjach składanych przez różne osoby w mediach społecznościowych. Jedni piszą, że w ogóle przestają „dobrze zmienionego” radia słuchać, inni – że od jakiegoś czasu słuchają tylko konkretnych audycji muzycznych czy sportowych, wyłączają zaś radio podczas prezentowania wiadomości czy programów publicystycznych, czyli tych, na których słuchalności teoretycznie najbardziej powinno zależeć rządzącym.

Dyrektor Hlebowicz obiecał, że zmiany nie obejmą Trójkowej redakcji muzycznej. Szefem muzycznym stacji pozostał Piotr Metz, mianowany przez poprzednią dyrektor, p. Stolarek-Marat (która próbowała siedzieć okrakiem na barykadzie, została więc pogoniona tak skutecznie, że sama się zwolniła i obecnie pracuje przy projekcie mediów… KOD-owskich!), nikogo nie wyrzucono, audycje muzyczne nie są zagrożone, a nawet jedną ostatnio dodano, w zamian za „Się kręci” zresztą. Na Liście Przebojów Programu Trzeciego Maria Peszek bez przeszkód już dwudziesty tydzień śpiewa swoją „Polskę A, B, C i D” i nikomu nie przychodzi do głowy zakazywać jej emisji, mimo że piosenka ta jest powszechnie uznawana za swego rodzaju hymn tych wszystkich, których min. Waszczykowski raczył kiedyś nazwać „oszalałym lewactwem”. Nie widać też, żeby muzyka w Trójce jakoś przesadnie się „upatriotyczniła”, nie słychać piosenek o Żołnierzach Wyklętych, chyba żeby ktoś chorobliwie zafiksowany na politycznych skojarzeniach uznał za jakieś pokrętne nawiązanie do tego tematu najnowszy singiel Męskiego Grania pt. „Wataha”.
W zasadzie oddech Dobrej Zmiany w dziedzinie muzycznej można było poczuć tylko w Boże Ciało, gdy np. Marcin Kydryński, co mu się nigdy wcześniej nie zdarzało, osnuł swoją audycję wokół tematu duchowości i religijności w różnych kulturach, co korespondowało z audycjami słownymi tego dnia, w których także przewijała się różnie (głównie jednak po katolicku) pojęta tematyka religijna. Zapewne nie było to ostatnie takie święto kościelne w Trójce. Na szczęście zdolny dziennikarz muzyczny będzie potrafił wycisnąć coś dobrego nawet z narzuconego motywu przewodniego, a nawet sam taki motyw zaproponować dla uzasadnienia takiego a nie innego jej kształtu. Przypomina to trochę czasy PRL, gdy – historia ponoć autentyczna, usłyszana zresztą swego czasu w Trójce! - wydawca, chcący uzyskać dofinansowanie np. albumu o Krakowie, występował z wnioskiem o przyznanie pieniędzy na dzieło zatytułowane „Lenin w Krakowie”, po czym wydawał książkę, w której na zdjęciach był po prostu Kraków, w podpisach zaś od czasu do czasu dla przyzwoitości pojawiał się Lenin.

Wydaje się, że pewne uprzywilejowanie redakcji muzycznej ma dwa główne cele.
Po pierwsze, żadna stacja radiowa w Polsce, nadająca muzykę mainstreamową, nie dba tak bardzo o jej poziom i uzupełnianie oferty zarówno elementami niszowymi, jak i ambitniejszą komercją. To chyba jedyna stacja, w której na liście przebojów można w jednym notowaniu usłyszeć zespół Kaliber 44, Stanisławę Celińską, grupę Coldplay z towarzyszeniem Beyonce, Julię Marcell, zespół Hey, Zbigniewa Wodeckiego, Davida Bowiego, Darię Zawiałow, Erica Claptona i Monikę Brodkę (to tylko przykłady z ostatniego wydania, a bywają na LP3 notowania stylistycznie i generacyjnie jeszcze bardziej różnorodne). Sama Lista Trójki pozostaje zresztą wciąż najbardziej prestiżowym polskim zestawieniem i marką samą w sobie. Kierownictwo stacji (a raczej kierownictwo Polskiego Radia – treść pożegnalnego wystąpienia red. Owsiaka nie pozostawia wątpliwości, że dyr. Hlebowicz nie ma w obecnym układzie nic do gadania) najwyraźniej ma nadzieję, że jeśli utrzyma poziom muzyczny Trójki i zostawi kultowych redaktorów na swoich miejscach, utrzyma również dotychczasowych słuchaczy – bo gdzie oni znajdą taką muzykę i takich dziennikarzy, jak pp. Niedźwiecki, Stelmach, Baron, Metz czy wspomniany Kydryński? Chcą czy nie chcą, ale zostaną. A skoro zostaną, będzie można do nich trafiać z przekazem Dobrej Zmiany.
Powodem drugim może być rozgrywka wewnętrzna. Oficjalnie zapowiedziano przecież, że część dziennikarzy jest w jakimś stopniu chroniona przed pisowską rewolucją, a część nie, co w oczywisty sposób podzieliło zespół redakcyjny na dziennikarzy, jak to się dziś modnie określa, lepszego i gorszego sortu. Tych sortów jest zresztą nawet więcej: najbardziej zagrożeni byli od samego początku redaktorzy „od polityki i publicystyki”, trochę mniej redakcja kulturalna i reportażyści, najmniej – specjaliści od muzyki, pewnie jeszcze mniej realizatorzy i cała reszta tych, których na antenie nie słychać, ale są potrzebni, bo inaczej w ogóle nic by na niej nie było słychać.
Nie wiem, w jakim stopniu te wprowadzone przez władzę podziały wpłynęły na stosunki wewnątrz zespołu redakcyjnego, nie wiadomo też do końca jakie były motywy tej części zespołu, która nie podpisała protestu przeciwko działaniom szefów PR, ale z pewnością metoda „dziel i rządź”, zastosowana przez kierownictwo, jakoś na Trójkowych dziennikarzy musi działać. Działa już na niektórych słuchaczy: w internecie coraz więcej jest pretensji o brak solidarności tych, którzy zostali, wobec tych, których się pozbyto. Niektórzy słuchacze wręcz żądają od wszystkich dotychczasowych redaktorów PR3 jednoczesnego odejścia z pracy i przejścia do… no właśnie, nie za bardzo wiadomo dokąd. Trudno się przecież spodziewać, żeby wszyscy jak jeden mąż przeszli do czegoś, co w przyszłości ma być radiem KOD-u, już choćby dlatego, że zapewne nie wszyscy są prywatnie zwolennikami tego ruchu, część zapewne kompletnie nie odnalazłaby się w mediach komercyjnych, których zasady działania są jednak zupełnie inne. Inna jest też w nich rola dziennikarza-prezentera. W ramach tych raczej kiepsko się mieszczą typowe dla radia publicznego osobowości radiowe, o czym boleśnie przekonał się niegdyś Marek Niedźwiecki w Złotych Przebojach.

Szefowie „narodowego” radia zapewne dopną swego i stworzą starą-nową Trójkę, w której propagandowa publicystyka i wiadomości Dobrej Zmiany będą się mieszać z wciąż nie mającą w kraju konkurencji ofertą muzyczną i nadal dobrą – choć zapewne ograniczoną jakimiś tematami tabu – publicystyką kulturalną. Nie zniknie zapewne reportaż, choć może być wykorzystywany propagandowo, choćby przez wymuszanie na dziennikarzach poruszania „słusznych” tematów. Po zwolnieniu redaktor Mielewczyk i likwidacji jej dwóch audycji, noszących wiele mówiące tytuły „Seks nasz powszedni” i „Matka Polka feministka” , większość dziennikarzy zapewne pięć razy się zastanowi, zanim zaproponuje stworzenie programu na jakikolwiek temat obyczajowy, kontrowersyjny z punktu widzenia opcji obecnie rządzącej. Nie będzie też zapewne już żadnych nowych piosenek Marii Peszek na Liście Przebojów Trójki, a i Kayah jest zagrożona po swojej niedawno wyartykułowanej ostrej krytyce poczynań ekipy Prezesa.
Ogólnie nadal będzie to jednak radio, które – pod warunkiem przełączania się na cokolwiek (inne radio, płyta, książka) podczas programów stricte politycznych i politycznej lub obyczajowej publicystyki – będzie się nadal nadawało do słuchania dużo bardziej niż którakolwiek ze stacji komercyjnych. Część najbardziej ortodoksyjnych słuchaczy pewnie odejdzie, część będzie urządzała pikiety pod siedzibą stacji, ale większość zostanie, bo, podobnie jak spora część Trójkowych dziennikarzy, nie za bardzo będą mieli dokąd pójść.

Nie oznacza to jednak, że spełni się marzenie nowej ekipy o Trójce jako rozsadniku jedynie słusznych kaczystowskich wartości wśród lemingów i radiu otwierającym oczy demoliberalnym ślepcom. Słuchacze Trójki to ludzie inteligentni i niezależni, często doskonale znający historię Polski, odróżniający patriotyzm od nacjonalizmu i widzący w obecnej sytuacji bardzo groźne analogie do różnych okresów z przeszłości naszego kraju. Nie jest to typ słuchacza, którego może przekonać agresywna i prymitywna propaganda, jaką próbuje się mu serwować w radiowych programach informacyjnych i publicystycznych. Słuchacz Trójki, jeśli zostanie przy swojej stacji, to dla jej dotychczasowych, znanych, lubianych, i - co równie ważne - znających się na swoim fachu dziennikarzy. Dla prawdziwych radiowców z talentem, sercem i doświadczeniem. Sapiącego i bełkoczącego red. Semki, bezbarwnego red. Górnego, modlącego się nieomalże do swoich odpowiednio dobranych rozmówców red. Lisickiego albo będzie wyłączał, albo skwituje ich wysiłki pustym śmiechem. Będzie słuchał „Ciemnej strony mocy”, porannych audycji Wojciecha Manna i Listy Przebojów Barona i Niedźwieckiego, wszelkie propagandówki będzie zaś sobie odpuszczał. Albo słuchał ich tak, jak ogląda się w zoo egzotyczne zwierzęta.
Trudno też będzie takiej Trójce pozyskać nowych słuchaczy spośród tych, którzy mogliby panów Semki i Lisickiego słuchać z rzeczywistym zainteresowaniem. Oferta muzyczna czy kulturalna w stylu typowo Trójkowym nie skusi bowiem zbyt wielu twardogłowych wielbicieli Dobrej Zmiany, a już na pewno nie skusi większości stadionowych kiboli, łysych „patriotów” i moherowych babć. Żadna z tych grup w swojej masie nie będzie słuchać takiego radia jak Trójka, są to bowiem grupy żyjące w zupełnie innym świecie i preferujące zupełnie inną muzykę, inne wydarzenia kulturalne i inny sposób prowadzenia audycji radiowych, niż to, co i o czym można usłyszeć w Programie Trzecim. Inteligencka estetyka Trójki kłóci się zarówno z estetyką troglodytów spod znaku falangi (i w ogóle wszelkiego rodzaju troglodytów), jak i z estetyką kruchty i zebrań parafialnych.

Dobra Zmiana zyska więc niewiele. Dotychczasowi słuchacze Trójki są na jej propagandę odporni, ci mniej odporni są odbiorcami innych mediów i Trójka im do niczego nie jest potrzebna. Z drugiej strony widać wyraźnie, że obecnym władzom zależy na tym, aby media publiczne w sferze szeroko pojętej kultury odróżniały się na plus od mediów komercyjnych, dlatego nie zaryzykują wyczyszczenia PR3 do gołej ziemi i całkowitego przeprofilowania stacji. Jedynym efektem działań PiS-u w Trójce jest jak na razie rosnący opór słuchaczy wobec zmian, który już w przyszłym tygodniu ma przyjąć formę czynnego protestu pod siedzibą stacji przy ulicy Myśliwieckiej w Warszawie. Ciekawe, czy i ci demonstranci doczekają się zaliczenia do gorszego sortu Polaków i świń oderwanych od koryta.
Oczywiście, „dobrzy zmieniacze”, którzy tak chętnie w różnych sprawach naśladują formy działania władz komunistycznych, mogliby zastosować w Trójce taktykę zastosowaną przez PZPR w latach stanu wojennego. Wystarczyłoby zostawić ją taką, jaka była, wyznaczając co najwyżej jakieś bardzo zawężone pole rzeczy nietykalnych, o których można tylko dobrze, więc się o nich nie mówi w ogóle, albo się co najwyżej puszcza do słuchacza oczko, że „my wiemy, a państwo rozumieją”, i na takie puszczanie oczka świadomie pozwolić. A w pakiecie z tym wszystkim typowo Trójkowa muzyka, porządnie robione audycje kulturalne i publicystyka społeczna czy popularnonaukowa, przynajmniej teoretycznie apolityczna. Mogłaby więc być Trójka swego rodzaju wentylem bezpieczeństwa, radiem dla inteligentów kontestujących obecne porządki, ale będących w stanie słuchać stacji, która – jeśli już nie może być niezależna i swobodna – w ogóle stara się nie politykować. Taką funkcję pełniła w czasach PRL, o co zresztą wielu spóźnionych antykomunistów ma dziś do niej pretensje. Gdyby obecna władza była choć śladowo inteligentna i rozsądna, zapewne taką Trójkę by stworzyła. Zamiast dać tak zwanym lemingom kolejny powód do protestu przeciwko sobie, dałaby im kontrolowany, bezpieczny spust antyrządowej energii. Niestety dla Trójki (choć zapewne na dłuższą metę na szczęście dla Polski), obecna władza ani inteligentna, ani rozsądna nie jest.
Dobra Zmiana nie ma w sobie nawet tych promili zdrowego rozsądku, które się zdarzały od czasu do czasu u późnych komunistów. Obecnym władcom Polskiego Radia (i sterującego nimi obecnemu władcy Rzeczpospolitej) jest tak naprawdę wszystko jedno, kto i po co będzie Trójki słuchał, tak jak jest im wszystko jedno, kto i po co ogląda telewizyjne „Wiadomości”. Najważniejsze jest zawłaszczenie wszelkich niezależnych od PiS-u instytucji. Choćby za cenę samoośmieszenia kaczystów i ich idei. Bo przecież czym innym, jak nie samośmieszaniem się, jest tworzenie radia, którego profil publicystyczny kłóci się całkowicie z profilem słuchacza, i wpychanie właśnie do tego radia wyjątkowo dużej ilości mocno zabarwionej ideologicznie publicystyki? Czym, jeśli nie głupotą, jest zastępowanie smakowitej i często kompletnie aideologicznej publicystyki robionej przez fachowców publicystyką nie dość, że podlaną politycznym sosem, to jeszcze kiepsko podaną, bo warzoną przez kucharzy nie umiejących gotować i przynoszoną przez kelnerów nie umiejących donieść potrawy do stołu? Po co to wszystko, skoro zysk z tego byle jaki?
Powiedz sama, Dobra Zmiano – na cholerę ci ta Trójka?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz