wtorek, 30 sierpnia 2016

Tak trzeba?

Ostatni weekend wakacji. Weekend pogrzebu Inki i Zagończyka. Biało-czerwone flagi na trumnach, zielone sztandary ONR w kondukcie. Kibolskie ryki i przepędzanie grupki opozycjonistów z KOD-u, którzy próbowali zaświadczyć, że Żołnierze Wyklęci nie są własnością tylko jednej opcji politycznej. Pan Prezydent pokrzykujący z trybuny o bohaterach i zdrajcach. I Pierścinie Inki, przyznawane przez kapitułę pod przewodnictwem biskupa Sławoja Leszka Głodzia, pierścienie z wyrytym w kruszcu napisem „Tak trzeba”. Pierścienie, które na początek dostali prezydent, premier i szef „Solidarności”.
Nie wiem, czy Inka byłaby zadowolona z takiego wyboru, i nie wydaje mi się, żeby biskup Głódź i jego współpracownicy z kapituły przesadnie się nad tym zastanawiali. Nagroda przyznawana jest za „krzewienie patriotyzmu i pamięci o Żołnierzach Wyklętych”. Nie wiem, jak to wygląda u przewodniczącego „S” ale obojgu głównym reprezentantom Prezesa we władzach wykonawczych Rzeczpospolitej trudno odmówić zainteresowania patriotyzmem (fakt, że dość wąsko rozumianym) i pamięcią Wyklętych. Krzewią oni przecież ten patriotyzm i tę pamięć z takim zacięciem, że nie starcza im czasu na tak przyziemne sprawy, jak zarządzanie państwem.
Pani premier na przykład dopiero teraz się zorientowała, że w kasie publicznej zaczyna brakować pieniędzy na program 500+, bo ktoś źle policzył albo przewidywane wydatki, albo wpływy, albo jedno i drugie. Nikomu najwyraźniej nie przyszło do głowy sprawdzić tych wyliczeń przed ostatecznym zatwierdzeniem programu, a może komuś przyszło, ale w gorącej atmosferze kampanii wyborczej i instalowania nowego porządku wolał się nie wychylać.
Żeby było jeszcze ciekawiej, Dobra Zmiana dała sobie ostatnio wykraść z ewidencji dane osobowe połowy dorosłych obywateli Najjaśniejszej. Kaczyści śmiali się kiedyś z rządu Tuska, który dał się podejść kilku kelnerom, teraz sami pozwolili złamać zabezpieczenia najlepiej podobno chronionej państwowej bazy danych grupce komorników. Co prawda słyszymy dziś zapewnienia, że dane w ostatniej chwili uratowano przed ostatecznym wyciekiem, ale i tak niepokój pozostał.
Pogrzeb spadł więc Dobrej Zmianie jak z nieba, tak samo jak pojawienie się na nim Mateusza Kijowskiego i Lecha Wałęsy. Ten pierwszy został przepędzony przez starszych i młodszych „patriotów” ku uciesze prawicowego internetu, ten drugi przyszedł ubrany jak na działkę i ostentacyjnie opuścił gdańską katedrę na początku przemówienia Andrzeja Dudy. Wszystko to całkowicie przykryło medialnie i sprawę 500+, i aferę masowym z wyciekiem danych osobowych.
Jednak sens tego, co działo się w niedziele w Gdańsku jest znacznie głębszy, niż tylko doraźny efekt propagandowy. Tym pogrzebem, tymi pierścieniami i, jak to określili prawicowi internauci, „pogonieniem kodziarstwa” po raz kolejny coś nam powiedziano.

                                                                   ***

Pochówek dwojga Wyklętych został zorganizowany chyba z jeszcze większą pompą, niż niedawny pogrzeb majora Łupaszki, i nie jest to przypadek. Inka jest obecnej władzy potrzebna bardziej niż którykolwiek inny Żołnierz Wyklęty, a nadaniem sobie odznaczeń jej imienia władza ta najwyraźniej próbuje coś nam przekazać.
Inka jest Prezesowi potrzebna, ponieważ ze stawianiem innych Wyklętych za wzór dla współczesnych Polaków niemal w każdym przypadku może on mieć mniejsze lub większe problemy. Bo przecież całe to wredne, zdradzieckie, oszalałe lewactwo nie śpi, tylko łazi po bibliotekach, archiwach i internecie, i złośliwie niucha. A jak coś wyniucha, to szczeka. Temu wyciągnie jakąś spaloną i wyciętą w pień białoruską wioskę, komuś innemu przypomni jakichś zamordowanych Żydów, fanom Brygady Świętokrzyskiej wypomni kolaborację tej formacji z Niemcami, a wszystko to oczywiście nie po to, żeby odkrywać jakieś rzekome białe plamy historii, ale po to, żeby oczerniać i opluwać patriotów. Lewactwo po prostu już tak ma, że jak akurat nie jeździ na rowerach i nie żre jarmużu, to nic innego nie robi, tylko cały czas oczernia i opluwa. I gdyby Najwyższy szczęśliwie nie zesłał nam w ostatniej chwili Dobrej Zmiany, już dawno wszystko dookoła byłoby czarne jak sadza i mokre od plwociny.
Do Inki jednak owi straszni cykliści i weganie się nie przyczepią, bo nie mają do czego. Inka nie zabijała Białorusinów, Niemca na swojej drodze nie spotkała ani jednego, a wziętych do niewoli komunistycznych zdrajców narodu nie tylko nie mordowała, ale nawet opatrywała im rany. Inka jest czysta jak łza, a do tego miała zaledwie siedemnaście lat, doskonale nadaje się więc na wzór dla nowej, patriotycznej młodzieży polskiej. Inką można się posługiwać w propagandzie i polityce historycznej bez żadnego ryzyka, ba, lewactwo i gorszy sort też ją na swój sposób do pewnego stopnia doceniają.
Nawet tej władzy trudno byłoby pisać na bilbordach „bądź jak Bury-Rajs”, czy „bądź jak Ogień-Kuraś” ale hasło „bądź jak Inka-Siedzikówna” takich kontrowersji by nie budziło. Naród wychowany w kulcie Małego Powstańca nie zastanawia się przecież w swojej masie, czy aby na pewno siedemnastolatka powinna iść do skazanej na klęskę partyzantki. Naród, zgodnie z polskim paradygmatem kulturowym, docenia jej poświęcenie dla Sprawy. A poza tym tej młodej, ładnej, pełnej życia dziewczyny po prostu mu szkoda.

Nie wiem tylko, jak ów kult Inki – tej sanitariuszki, która nawet wrogom bandażowała głowy i wyjmowała kule – mogą obecni władcy kraju łączyć z właściwą sobie nienawiścią wobec wszystkich tych, którzy nie wyrażają entuzjazmu dla Dobrej Zmiany, i których kaczyzm usilnie stara się powiązać ze stalinowskimi komunistami. Dobitnie wybrzmiało to w przemówieniu prezydenta Dudy. Pan Prezydent stwierdził, że są w Polsce jacyś „oni”, którzy jakoby walczą z pamięcią Żołnierzy Wyklętych. Płynnie przy tym powiązał owych „onych” ze zbrodniarzami, którzy antykomunistycznych partyzantów mordowali, po czym rzekł: „jest coś takiego, jak chluba bohatera, która spływa na pokolenia, ale jest też piętno zdrajcy, i ono też jest bardzo trwałe”. I uśmiechnął się w sposób, który mroził krew w żyłach. Była w tym uśmiechu jakaś przerażająca mieszanka pychy i pogardy.
Ludzie myślący kategoriami w miarę racjonalnymi mogą się na takie dictum albo roześmiać, albo przerazić, trudno byłoby im się zaś z myśleniem formalnej głowy państwa zgodzić. Problem w tym, że słowa najwyższego przedstawiciela Prezesa w Pałacu Prezydenckim oddają znakomicie sposób myślenia obecnej władzy o Polakach. Dla kaczystów Polska nie jest przecież areną normalnego w demokracji (a podobno nadal mamy demokrację!) konfliktu politycznego, ale terenem walki absolutnego dobra z absolutnym złem, sporu pomiędzy wspomnianymi dziećmi bohaterów namaszczonymi ich chlubą i dziećmi zdrajców z wypalonym piętnem. Boju ostatniego pomiędzy tymi od Boga, Honoru i Ojczyzny z tymi od szatana komunizmu i demoliberalnego zepsucia. Wojny prawdziwych dzieci Najjaśniejszej i „komunistycznych bękartów”. A skoro to nie Kaczyński walczy z Petru, Schetyną i Kijowskim, ale Niebo z Piekłem, zwolennikom Nieba na żadne kompromisy iść nie wolno. Ze zdrajcami się nie rozmawia, zdrajcom nie daje się równych praw, zdrajców się wyklucza, nawet jeśli próbują uczcić bohaterów, bo tak naprawdę ich nie czczą, a jedynie urządzają szatańskie, lewackie prowokacje. Dlatego należało Kijowskiego przepędzić z pogrzebu Inki i Zagończyka.
„Czas zdrajców się skończył” – podsumowała to wydarzenie Marzena Nykiel, redaktor naczelna portalu wPolityce, kobieta o czarującym, dziewczęcym uśmiechu kryjącym jadowite zęby doświadczonej propagandzistki. A stugębny, anonimowy, internetowy głos Suwerena dodawał w różnych miejscach Sieci: „niech się cieszą, że ich nie ukamienowano”. I podobne frazy, przepojone chrześcijańską miłością bliźniego.
I to nam właśnie powiedziano tym pogrzebem i jego okolicznościami.

                                                                ***

„Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba” – pisała Inka-Siedzikówna w ostatnim grypsie z komunistycznego więzienia. To stąd wziął się napis „Tak trzeba” umieszczony na pamiątkowych Pierścieniach Inki, których podobno ma zostać przyznanych tylko pięćdziesiąt. Trójkę pierwszych posiadaczy tych odznaczeń nazwano już nawet w mediach „Drużyną Pierścienia”, przy czym, co ciekawe, określenia tego używają środki masowego przekazu nie tylko opozycyjne, ale również niektóre prorządowe.
Na Twitterze niektórzy internauci zareagowali wzmożoną dawka ironii. „Nie przyjął ślubowania od trzech legalnych sędziów TK. Dostał pierścień z napisem „tak trzeba”” – napisał bloger Piotr Maciej B.C.
Rzecz cała w tym, że te pierścienie są pewnego rodzaju symbolem podejścia Dobrej Zmiany do wszystkiego, co już nawyprawiała i jeszcze będzie wyprawiać. Dobra Zmiana mówi do nas tymi pierścieniami, że nie mamy co liczyć na zmianę sposobu przeprowadzania pisowskiej rewolucji.
„Nie zmienimy się – mówią tymi pierścieniami swoim oponentom i całemu społeczeństwu ludzie Prezesa. – Nie zmienimy swojego postępowania, bo choć codziennie słyszymy, jak piszczycie w swoich mysich dziurach, że się wam ono nie podoba, my wiemy że robimy to, co robimy, bo… tak trzeba! Może wam się nie podobać założenie knebla Trybunałowi, może was zniesmaczać przeczołgiwanie opozycji sejmowej przez naszych marszałków, możecie być zdruzgotani naszym skokiem na urzędy, media i formalnie apolityczne instytucje, ale my i tak będziemy robić swoje, bo tak trzeba. Skoro nie da się szybko w ramach dotychczasowego systemu stworzyć Polski takiej, jaką być powinna, będziemy te ramy naginać, przesuwać i zwyczajnie łamać – bo tak trzeba. Bo to my wiemy, jak powinna wyglądać Polska, a nie wy, zgrajo komunistów i złodziei. To my służymy Bogu, Prawdzie i Ojczyźnie, i dlatego będziemy robić to, co robimy, bo jeśli się działa w imię wyższych celów i racji, w imię dobra Narodu, a my i tylko my właśnie tak działamy – to tak trzeba!”
Nie przypadkiem właśnie Wyklętych wzięła sobie na sztandary Dobra Zmiana. Tło powstania i działalności powojennej partyzantki doskonale koresponduje z tym, co się dzieje obecnie z PiS-em i wokół PiS-u. Tak jak Wyklęci, tak i Prawo i Sprawiedliwość czuje się w obowiązku łamać zasady i prawa, uznawane przez tę partię za narzucone i sprzeciwiające się interesom narodu. PiS nadaje sobie prawo ignorowania wszystkich elementów istniejącego porządku, skazujących go na zawieranie kompromisów z tymi, których uznaje za zewnętrznych i wewnętrznych nieprzyjaciół Polski.
Leśne oddziały złamały zarówno rozkaz rządu londyńskiego o zaprzestaniu walki zbrojnej w kraju, jak i podobne rozporządzenia rządu komunistycznego. Ekipa Prezesa łamie zarówno najważniejsze krajowe regulacje prawne, jak i postanowienia i zalecenia organizacji międzynarodowych, do których Rzeczpospolita dobrowolnie przystąpiła. Podobnie jak Wyklęci, kaczyści decydują się pogwałcić prawa pisane w imię wartości uważanych przez nich za nie podlegające dyskusji – i w tym sensie czują się czynnymi spadkobiercami tamtej tradycji. We własnych oczach są jak Inka – są w stu procentach przekonani, że zachowują się jak trzeba, a każda inna forma działania byłaby zdradą ideałów i zdradą ojczyzny.
I dlatego świecą nam prosto w oczy złotymi literami mówiącymi: „tak trzeba”.

                                                                ***

Jest wreszcie rzecz trzecia, bezpośrednio związana z „wypędzeniem kodziarstwa spod świątyni”. To nie bezpośredni zwolennicy partii Prezesa próbowali zrobić krzywdę Mateuszowi Kijowskiemu. „Inni szatani byli tu czynni”. Nie należy jednak zapominać, że nie mogliby być czynni, gdyby Prezes im na to nie pozwolił.

Po raz kolejny ujrzeliśmy w oficjalnym, państwowym kondukcie pogrzebowym sztandary ruchów faszyzujących w rodzaju Obozu Narodowo-Radykalnego, i sztandary te znowu nie przeszkadzały ani Panu Prezydentowi, ani członkom rządu, ani żadnemu z obecnych na miejscu katolickich duchownych. Ot, taką mamy nową świecką (i kościelną) tradycję: prochom bohaterów narodu bezlitośnie tępionego niegdyś przez faszystów oddają hołd neofaszystowskie bojówki. Łysi chłopcy z zielonymi flagami z falangą byli doskonale widoczni w relacjach telewizyjnych i na zdjęciach udostępnianych w internecie przez najważniejsze instytucje państwowe z Kancelarią Prezydenta włącznie! Oprócz młodzieńców narodowo-radykalnych byli w Gdańsku obecni młodzieńcy wszechpolscy. Ich obecność także nikomu nie wadziła, mam zresztą wrażenie, że gdyby doszły jeszcze widoczne delegacje Ruchu Narodowego oraz grup Kowalskiego i Brauna, także byłyby przyjęte z otwartymi ramionami.
Na pierwszy rzut oka stosunek Dobrej Zmiany do ruchów totalitarnych jest bez sensu. Ta sama władza, która z ogromną powagą podchodzi do spraw walki z prawie nieistniejącym w dzisiejszej Polsce komunizmem, która komunizmu boi się do tego stopnia, że pozwala „młodzieży patriotycznej” bezcześcić groby jego dawnych funkcjonariuszy i ustawą specjalną walczy z ciekawostkami w rodzaju ulicy Dwudziestolecia Państwa Ludowego w Ćmielowie (jest taka, osobiście po niej chodziłem!), nie widzi jednocześnie absolutnie nic złego w niemal oficjalnym sojuszu z pogrobowcami drugiego totalitaryzmu – i to tego, który akurat w Polsce zabił kilkakrotnie więcej osób niż komunizm! Ale – jak to zwykle bywa u Dobrej Zmiany – pozorny bezsens jest objawem politycznej kalkulacji. W tym przypadku kalkulacji niemoralnej i – szczególnie w polskich warunkach historycznych i politycznych – po prostu obrzydliwej.

Na pogrzebie Inki i Zagończyka nikt na szczęście nie wykonywał „gestu zamawiania piwa”, wiadomo jednak, że w ostatnich latach tzw. hajlowanie zdarzało się niektórym przedstawicielom zdrowych sił narodu nawet przed Grobem Nieznanego Żołnierza i podczas czczenia Godziny W. Nie wierzę, że Pan Prezes i Pan Prezydent tego nie wiedzą, a jeśli oni nie wiedzą, to na pewno świadomość tych wydarzeń mają ich lepiej zorientowani w rzeczywistości współpracownicy. Nie wydaje mi się także możliwe, żeby o podobnych ekscesach (a także o treści programów organizacji neoendeckich i neofaszystowskich) nie wiedzieli przynajmniej niektórzy wysoko postawieni duchowni katoliccy. Jednak przewodniczący nabożeństwu biskup Głódź ani się nie zająknął nad niestosownością obecności flag z falangą w kościele.
Wiele się za to następnego dnia mówiło i pisało o niestosowności obecności przed kościołem flag Komitetu Obrony Demokracji. O Mateuszu Kijowskim jako bezczelnym prowokatorze i zdrajcy ojczyzny, który, jak napisał red. Jerzy Jachowicz, „wdzierał się ze swoimi brudnymi kopytami w sferę narodowego sacrum”. O tym, że KOD i opozycja nie mają prawa przychodzić na „nasze pogrzeby”, bo „my” – w domyśle: prawdziwi Polacy – mamy własnych bohaterów, a „oni” – w domyśle: komuniści i złodzieje – własnych. Internauci popierający obecny rząd chwalili wszechpolaków i oenerowców, którzy zastraszyli i zmusili do ucieczki działaczy KOD-u, za „patriotyczną postawę”.
Najbardziej haniebnie zachowała się jednak w całej sprawie policja. Otóż nie podjęła ona żadnej próby uspokojenia agresywnych prawicowych młodzieńców, ani tym bardziej umożliwienia delegacji Komitetu wzięcia udziału w uroczystościach. Funkcjonariusze ograniczyli się do… prośby o opuszczenie terenu i trzeba przyznać - umożliwili pp. Kijowskiemu, Szumeldzie i innym w miarę bezpieczne opuszczenie zgromadzenia. Służba, której obowiązkiem jest ochrona osób będących obiektem agresji, wzięła stronę agresorów, funkcjonariusze Rzeczypospolitej do spółki z przedstawicielami skrajnej prawicy dokonali fizycznego podziału Polaków na tych, którym wolno brać udział w pogrzebie bohaterów narodowych, i tych, którym tego robić nie wolno. A także na tych, którym wolno robić burdy na pogrzebach, i tych, których wolno na pogrzebach bić i zastraszać.

Do konkretnych funkcjonariuszy trudno mieć pretensje, robili zapewne, co im kazano, a sami nikogo nie bili i nie byli agresywni. Działali z polecenia i w imieniu władz, które tym działaniem po raz kolejny coś nam powiedziały.
Po pierwsze: powiedziały, że w państwie Prezesa o tym, komu wolno chodzić na pogrzeby państwowe, decydują neofaszyści. Ich decyzję być może jest w stanie zmienić sam Prezes, ale i to nie jest pewne, bo się jeszcze nie zdarzyło.
Po drugie: dały do zrozumienia, że w państwie Dobrej Zmiany jakiejkolwiek ochronie policyjnej przed agresywnymi przeciwnikami politycznymi podlegać mogą jedynie zwolennicy Dobrej Zmiany. Przeciwnicy Dobrej Zmiany takiej ochronie podlegają jedynie wtedy, gdy opuszczą miejsce, w którym się znajdują, choćby nawet znajdowali się w nim legalnie i nie popełniali żadnego czynu zabronionego.
Po trzecie: de facto przyznały, że działaczy neofaszystowskich uznają za patriotów, a ich obecność podczas uroczystości państwowych za pożądaną, działaczy demokratycznych zaś – za osoby niegodne w nowej Polsce miana patriotów i podczas oficjalnych uroczystości absolutnie niepożądane.
W ten sposób dano nam do zrozumienia, że istnienie obywateli równych i równiejszych stało się w Polsce kaczystowskiej faktem.

                                                                  ***

Najwyższe władze polskie zamieniły pogrzeb bohaterów narodowych w uroczystość tylko dla swoich zwolenników. Przemówienie prezydenta Dudy, pierścienie na palcach najważniejszych ludzi Prezesa, oddanie na wyłączność „młodzieży patriotycznej” decyzji o tym, komu wolno uczcić dwoje Wyklętych – wszystko to budzi smutek, lęk i niesmak.
Obóz rządzący i jego „narodowi” sojusznicy idący w kondukcie za trumnami bohaterów zbrojnego podziemia, pokazali wyraźnie, że to ich uroczystość, ich bohaterowie i ich Polska – i że według nich właśnie tak trzeba

I tylko Inki szkoda…




”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz