Niedawne
odejście Jurka Owsiaka z „dobrze zmienionej” radiowej Trójki
wywołało u wielu słuchaczy tej stacji i osób jej życzliwych
szok i niedowierzanie. Trochę to dziwne, bo w zasadzie od początku
robienia „narodowych” porządków w mediach publicznych
było wiadomo, że takie osoby jak red. Owsiak długo tam nie
wytrzymają, i albo odejdą same, albo prędzej czy później
zostaną pod jakimś pretekstem usunięte.
Mimo
wszystko mam duże wątpliwości, czy znany dziennikarz i społecznik
powinien odchodzić z radia na własną prośbę, choć oczywiście
jest to jego wolny wybór, do którego ma niezbywalne
prawo jako człowiek i dziennikarz. Rozumiem, że nie chciał
siedzieć na tykającej bombie i czekać na wybuch, ale mimo wszystko
śmiem uważać, że popełnił błąd.
Po
pierwsze, dał pisowskim politrukom do ręki wygodny argument: każdy
z nich na zarzut o zamordowanie audycji „Się kręci” i pozbycie
się kultowej postaci będzie teraz odpowiadał słowami „myśmy
pana Owsiaka z radia nie wyrzucali, sam sobie poszedł”.
Po
drugie, kompletnie nie trafiony był argument, który można
streścić słowami „odchodzę, bo nie podoba mi się pan Semka,
który zawłaszczył audycję bezpośrednio poprzedzającą
moją”. Oczywiście, ma Owsiak rację, gdy mówi, że zarówno
sposób sprowadzenia red. Semki do stacji, jak i jego sposób
prowadzenia audycji nie ma nic wspólnego z duchem Trójki,
jednak uzasadnianie tym konieczności opuszczenia stacji jest niczym
innym, jak wystawieniem się na strzał przeciwnika. Internetowi i
prasowi miłośnicy Dobrej Zmiany mogą teraz do woli pisać o
„apostole tolerancji nie tolerującym innych poglądów niż
własne”, i żadnym argumentem nie da się ich przekonać. Chyba
lepiej by było, gdyby pan Jerzy poprosił, aby jego odejście
potraktować jako gest solidarności z kolegami wcześniej
wyrzuconymi z rozgłośni (również tymi, zamiast których
słuchacze muszą teraz wysłuchiwać red. Semki), nie odwołując
się personalnie do osób stanowiących desant ideologiczny
Prawa i Sprawiedliwości w Trójce.
Po
trzecie, wspomniane zwolnienia, które dotknęły radiowców
często wybitnych i autentycznie zasłużonych dla misji mediów
publicznych, już kosztują Trójkę bardzo dużo w sensie
wizerunkowym i pod względem ogólnego poziomu audycji. Jeśli
nawet dyrekcja stacji planuje kolejne takie posunięcia, nie należy
jej w realizacji tego planu pomagać i własnowolnie się z Trójki
usuwać. Najlepszym prezentem dla przeciwnika jest dobrowolne
poddanie się, tym bardziej, że przeciwnik typu kaczystowskiego uzna
taką postawę za przyznanie mu moralnej racji i zachętę do
dalszego demolowania stacji. Jest bowiem rzeczą nie ulegającą
wątpliwości, że ambicją obecnego zarządu Radia i czynników
politycznych nim sterujących (co do dyrektora Hlebowicza, nie mam
pewności, co jest jego ambicją) jest przerobienie Programu
Trzeciego z „radia dla lemingów” na „tubę Dobrej Zmiany
dla lemingów”. Zarząd i czynniki są jednak na tyle
pozbawione umiejętności krytycznego myślenia, że nie zdają sobie
sprawy, iż produkują tubę, której nikt nie będzie słyszał.
***
Pani
prezes Stanisławczyk et consortes robią z Trójką co chcą.
Wyrzuca się z rozgłośni dziennikarzy lubianych i szanowanych przez
słuchaczy, ludzi, którzy od lat kształtują wysoki poziom
merytoryczny i specyficzną, przyjazną inteligentnemu słuchaczowi
atmosferę stacji. W zamian za to przysyła się na Myśliwiecką
osoby, które ani nie umieją w sposób ciekawy i
profesjonalny prowadzić audycji radiowych, ani nie szanują tradycji
i ducha audycji, które dostali w prezencie od Dobrej Zmiany.
Widać
to wyraźnie u nowych prowadzących kultową do tej pory audycję
społeczno-kulturalną „Klub Trójki”. Ani red. Górny,
ani red. Semka ducha Trójki nie czują, autentycznego „Klubu
Trójki” też zapewne nigdy nie słuchali, bo gdyby słuchali,
wiedzieliby, że koncepcja tego programu wręcz zabraniała
prowadzącemu narzucania się ze swoimi poglądami politycznymi, a i
goście zazwyczaj unikali epatowania swoimi preferencjami w tym
względzie, lub wyraźnie zaznaczali, że to ich prywatne poglądy, a
nie „obiektywnie słuszne”. Audycje panów Górnego i
Semki są tymczasem całkowitym zaprzeczeniem tych zasad. Podobnym
zgrzytem są przeprowadzane przez red. Lisickiego „wywiady na
kolanach” w paśmie porannym. Odsunięty od rozmów z
politykami Marcin Zaborski śmiało wytykał błędy, nieścisłości
czy pomyłki reprezentantom wszystkich opcji, i jakoś nikomu to nie
przeszkadzało, choć stacją kierowała przecież Magdalena Jethon,
dość mocno kojarzona z opcją proplatformerską. I prawdopodobnie
za ten obiektywizm red. Zaborski teraz zapłacił. Najwyraźniej bano
się, że zacznie zadawać niewygodne pytania ministrowi
Macierewiczowi lub, co nie daj Bóg, wytknie wewnętrzną
sprzeczność w jakiejś wypowiedzi samemu Prezesowi.
Cała
koncepcja przemiany Trójki w medium „narodowe” świadczy
przede wszystkim o głębokim niezrozumieniu specyfiki tej stacji i
sposobu myślenia jej słuchaczy.
Trójka
nie jest bowiem, wbrew lansowanej tu i ówdzie tezie, radiem
słuchanym tylko przez zwolenników opcji liberalnej czy osoby
o poglądach lewicowych, podobnie w zespole dziennikarskim nie
wszyscy są nastawieni antyrządowo. Jest natomiast radiem słuchanym
przez ludzi ceniących niezależność przekonań i oczekujących od
dziennikarza czy publicysty szacunku dla poglądów odbiorcy.
Radio powinno w ich pojęciu informować, zaciekawiać, szukać
odpowiedzi na pytania, organizować dyskusje z udziałem
przedstawicieli różnych kierunków ideowych, próbować
objaśniać świat i pokazywać go z różnych punktów
widzenia – ale to wszystko w sposób jak najdalszy od
wskazywania „jedynie słusznej” ideologii, narzucania jej
odbiorcy i nachalnego epatowania prywatnymi poglądami redaktorów.
I
takim właśnie słuchaczom nowa dyrekcja, z dyrektorem Hlebowiczem
na czele, proponuje… słuchanie radia z tezą. A teza jest taka, że
wszystko, co czyni Dobra Zmiana jest z definicji dobre i należą się
temu pochwały, zaś wszystko to, czemu Dobra Zmiana się sprzeciwia,
musi z radia zniknąć, bo z definicji jest szkodliwe. Całą
tradycję Trójki jako radia dla ludzi inteligentnych i
umiejących wyrobić sobie własne zdanie (tradycję, którą
udawało się tworzyć nawet w czasach dyktatury komunistycznej –
Trójka korzystała wówczas z pewnej autonomii w
sprawach programowych, a władze traktowały ją jako swego rodzaju
wentyl bezpieczeństwa) wyrzuca się dziś na śmietnik w ramach
tworzenia „osłony medialnej” dla pomysłów obecnego
rządu, a raczej pomysłów osoby kierującej tym rządem z
tylnego siedzenia.
Pani
prezes Stanisławczyk i jej mocodawcy albo rzeczywiście wierzą w
to, że Trójkowe lemingi stulą uszy i tak jak dotąd słuchały
z zainteresowaniem Jerzego Sosnowskiego czy Marcina Zaborskiego, tak
teraz zaczną słuchać Piotra Semki i jego kolegów z nowego
zaciągu, albo aż tak naiwni nie są, i w gruncie rzeczy guzik ich
obchodzi, czy w ogóle ktokolwiek takiego radia będzie
słuchał. Wyniki słuchalności siostrzanej Jedynki lecą na łeb na
szyję, i jakoś nikomu to specjalnie nie przeszkadza. Badania takie
robi się co prawda przede wszystkim w celu uzyskania wskazówek
potrzebnych do przygotowania strategii pozyskiwania reklamodawców,
i z tej przyczyny są one przeprowadzane głównie wśród
słuchaczy należących do potencjalnego targetu reklamowego, trudno
więc uznać je za rzetelne badania słuchalności radia w ogóle
(i w tej akurat kwestii prezes TVP Jacek Kurski ma trochę racji),
ale da się z nich wyczytać pewną ogólną tendencję.
Publiczne radio traci słuchaczy. Widać to zresztą po deklaracjach
składanych przez różne osoby w mediach społecznościowych.
Jedni piszą, że w ogóle przestają „dobrze zmienionego”
radia słuchać, inni – że od jakiegoś czasu słuchają tylko
konkretnych audycji muzycznych czy sportowych, wyłączają zaś
radio podczas prezentowania wiadomości czy programów
publicystycznych, czyli tych, na których słuchalności
teoretycznie najbardziej powinno zależeć rządzącym.
Dyrektor
Hlebowicz obiecał, że zmiany nie obejmą Trójkowej redakcji
muzycznej. Szefem muzycznym stacji pozostał Piotr Metz, mianowany
przez poprzednią dyrektor, p. Stolarek-Marat (która próbowała
siedzieć okrakiem na barykadzie, została więc pogoniona tak
skutecznie, że sama się zwolniła i obecnie pracuje przy projekcie
mediów… KOD-owskich!), nikogo nie wyrzucono, audycje
muzyczne nie są zagrożone, a nawet jedną ostatnio dodano, w zamian
za „Się kręci” zresztą. Na Liście Przebojów Programu
Trzeciego Maria Peszek bez przeszkód już dwudziesty tydzień
śpiewa swoją „Polskę A, B, C i D” i nikomu nie przychodzi do
głowy zakazywać jej emisji, mimo że piosenka ta jest powszechnie
uznawana za swego rodzaju hymn tych wszystkich, których min.
Waszczykowski raczył kiedyś nazwać „oszalałym lewactwem”. Nie
widać też, żeby muzyka w Trójce jakoś przesadnie się
„upatriotyczniła”, nie słychać piosenek o Żołnierzach
Wyklętych, chyba żeby ktoś chorobliwie zafiksowany na politycznych skojarzeniach uznał za jakieś pokrętne nawiązanie
do tego tematu najnowszy singiel Męskiego Grania pt. „Wataha”.
W
zasadzie oddech Dobrej Zmiany w dziedzinie muzycznej można było
poczuć tylko w Boże Ciało, gdy np. Marcin Kydryński, co mu się
nigdy wcześniej nie zdarzało, osnuł swoją audycję wokół
tematu duchowości i religijności w różnych kulturach, co
korespondowało z audycjami słownymi tego dnia, w których
także przewijała się różnie (głównie jednak po
katolicku) pojęta tematyka religijna. Zapewne nie było to ostatnie
takie święto kościelne w Trójce. Na szczęście zdolny
dziennikarz muzyczny będzie potrafił wycisnąć coś dobrego nawet
z narzuconego motywu przewodniego, a nawet sam taki motyw
zaproponować dla uzasadnienia takiego a nie innego jej kształtu.
Przypomina to trochę czasy PRL, gdy – historia ponoć autentyczna,
usłyszana zresztą swego czasu w Trójce! - wydawca, chcący
uzyskać dofinansowanie np. albumu o Krakowie, występował z
wnioskiem o przyznanie pieniędzy na dzieło zatytułowane „Lenin w
Krakowie”, po czym wydawał książkę, w której na
zdjęciach był po prostu Kraków, w podpisach zaś od czasu do
czasu dla przyzwoitości pojawiał się Lenin.
Wydaje
się, że pewne uprzywilejowanie redakcji muzycznej ma dwa główne
cele.
Po
pierwsze, żadna stacja radiowa w Polsce, nadająca muzykę
mainstreamową, nie dba tak bardzo o jej poziom i uzupełnianie
oferty zarówno elementami niszowymi, jak i ambitniejszą
komercją. To chyba jedyna stacja, w której na liście
przebojów można w jednym notowaniu usłyszeć zespół
Kaliber 44, Stanisławę Celińską, grupę Coldplay z towarzyszeniem
Beyonce, Julię Marcell, zespół Hey, Zbigniewa Wodeckiego,
Davida Bowiego, Darię Zawiałow, Erica Claptona i Monikę Brodkę
(to tylko przykłady z ostatniego wydania, a bywają na LP3 notowania
stylistycznie i generacyjnie jeszcze bardziej różnorodne).
Sama Lista Trójki pozostaje zresztą wciąż najbardziej
prestiżowym polskim zestawieniem i marką samą w sobie.
Kierownictwo stacji (a raczej kierownictwo Polskiego Radia – treść
pożegnalnego wystąpienia red. Owsiaka nie pozostawia wątpliwości,
że dyr. Hlebowicz nie ma w obecnym układzie nic do gadania)
najwyraźniej ma nadzieję, że jeśli utrzyma poziom muzyczny Trójki
i zostawi kultowych redaktorów na swoich miejscach, utrzyma
również dotychczasowych słuchaczy – bo gdzie oni znajdą
taką muzykę i takich dziennikarzy, jak pp. Niedźwiecki, Stelmach,
Baron, Metz czy wspomniany Kydryński? Chcą czy nie chcą, ale
zostaną. A skoro zostaną, będzie można do nich trafiać z
przekazem Dobrej Zmiany.
Powodem
drugim może być rozgrywka wewnętrzna. Oficjalnie zapowiedziano
przecież, że część dziennikarzy jest w jakimś stopniu chroniona
przed pisowską rewolucją, a część nie, co w oczywisty sposób
podzieliło zespół redakcyjny na dziennikarzy, jak to się
dziś modnie określa, lepszego i gorszego sortu. Tych sortów
jest zresztą nawet więcej: najbardziej zagrożeni byli od samego
początku redaktorzy „od polityki i publicystyki”, trochę mniej
redakcja kulturalna i reportażyści, najmniej – specjaliści od
muzyki, pewnie jeszcze mniej realizatorzy i cała reszta tych,
których na antenie nie słychać, ale są potrzebni, bo
inaczej w ogóle nic by na niej nie było słychać.
Nie
wiem, w jakim stopniu te wprowadzone przez władzę podziały
wpłynęły na stosunki wewnątrz zespołu redakcyjnego, nie wiadomo
też do końca jakie były motywy tej części zespołu, która
nie podpisała protestu przeciwko działaniom szefów PR, ale z
pewnością metoda „dziel i rządź”, zastosowana przez
kierownictwo, jakoś na Trójkowych dziennikarzy musi działać.
Działa już na niektórych słuchaczy: w internecie coraz
więcej jest pretensji o brak solidarności tych, którzy
zostali, wobec tych, których się pozbyto. Niektórzy
słuchacze wręcz żądają od wszystkich dotychczasowych redaktorów
PR3 jednoczesnego odejścia z pracy i przejścia do… no właśnie,
nie za bardzo wiadomo dokąd. Trudno się przecież spodziewać, żeby
wszyscy jak jeden mąż przeszli do czegoś, co w przyszłości ma
być radiem KOD-u, już choćby dlatego, że zapewne nie wszyscy są
prywatnie zwolennikami tego ruchu, część zapewne kompletnie nie
odnalazłaby się w mediach komercyjnych, których zasady
działania są jednak zupełnie inne. Inna jest też w nich rola
dziennikarza-prezentera. W ramach tych raczej kiepsko się mieszczą
typowe dla radia publicznego osobowości radiowe, o czym boleśnie
przekonał się niegdyś Marek Niedźwiecki w Złotych Przebojach.
Szefowie
„narodowego” radia zapewne dopną swego i stworzą starą-nową
Trójkę, w której propagandowa publicystyka i
wiadomości Dobrej Zmiany będą się mieszać z wciąż nie mającą
w kraju konkurencji ofertą muzyczną i nadal dobrą – choć
zapewne ograniczoną jakimiś tematami tabu – publicystyką
kulturalną. Nie zniknie zapewne reportaż, choć może być
wykorzystywany propagandowo, choćby przez wymuszanie na
dziennikarzach poruszania „słusznych” tematów. Po
zwolnieniu redaktor Mielewczyk i likwidacji jej dwóch audycji,
noszących wiele mówiące tytuły „Seks nasz powszedni” i
„Matka Polka feministka” , większość dziennikarzy zapewne pięć
razy się zastanowi, zanim zaproponuje stworzenie programu na
jakikolwiek temat obyczajowy, kontrowersyjny z punktu widzenia opcji
obecnie rządzącej. Nie będzie też zapewne już żadnych nowych
piosenek Marii Peszek na Liście Przebojów Trójki, a i
Kayah jest zagrożona po swojej niedawno wyartykułowanej ostrej
krytyce poczynań ekipy Prezesa.
Ogólnie
nadal będzie to jednak radio, które – pod warunkiem
przełączania się na cokolwiek (inne radio, płyta, książka)
podczas programów stricte politycznych i politycznej lub
obyczajowej publicystyki – będzie się nadal nadawało do
słuchania dużo bardziej niż którakolwiek ze stacji
komercyjnych. Część najbardziej ortodoksyjnych słuchaczy pewnie
odejdzie, część będzie urządzała pikiety pod siedzibą stacji,
ale większość zostanie, bo, podobnie jak spora część Trójkowych
dziennikarzy, nie za bardzo będą mieli dokąd pójść.
Nie
oznacza to jednak, że spełni się marzenie nowej ekipy o Trójce
jako rozsadniku jedynie słusznych kaczystowskich wartości wśród
lemingów i radiu otwierającym oczy demoliberalnym ślepcom.
Słuchacze Trójki to ludzie inteligentni i niezależni, często
doskonale znający historię Polski, odróżniający patriotyzm
od nacjonalizmu i widzący w obecnej sytuacji bardzo groźne analogie
do różnych okresów z przeszłości naszego kraju. Nie
jest to typ słuchacza, którego może przekonać agresywna i
prymitywna propaganda, jaką próbuje się mu serwować w
radiowych programach informacyjnych i publicystycznych. Słuchacz
Trójki, jeśli zostanie przy swojej stacji, to dla jej
dotychczasowych, znanych, lubianych, i - co równie ważne -
znających się na swoim fachu dziennikarzy. Dla prawdziwych
radiowców z talentem, sercem i doświadczeniem. Sapiącego i
bełkoczącego red. Semki, bezbarwnego red. Górnego,
modlącego się nieomalże do swoich odpowiednio dobranych rozmówców
red. Lisickiego albo będzie wyłączał, albo skwituje ich wysiłki
pustym śmiechem. Będzie słuchał „Ciemnej strony mocy”,
porannych audycji Wojciecha Manna i Listy Przebojów Barona i
Niedźwieckiego, wszelkie propagandówki będzie zaś sobie
odpuszczał. Albo słuchał ich tak, jak ogląda się w zoo
egzotyczne zwierzęta.
Trudno
też będzie takiej Trójce pozyskać nowych słuchaczy spośród
tych, którzy mogliby panów Semki i Lisickiego słuchać
z rzeczywistym zainteresowaniem. Oferta muzyczna czy kulturalna w
stylu typowo Trójkowym nie skusi bowiem zbyt wielu
twardogłowych wielbicieli Dobrej Zmiany, a już na pewno nie skusi
większości stadionowych kiboli, łysych „patriotów” i
moherowych babć. Żadna z tych grup w swojej masie nie będzie
słuchać takiego radia jak Trójka, są to bowiem grupy żyjące
w zupełnie innym świecie i preferujące zupełnie inną muzykę,
inne wydarzenia kulturalne i inny sposób prowadzenia audycji
radiowych, niż to, co i o czym można usłyszeć w Programie
Trzecim. Inteligencka estetyka Trójki kłóci się
zarówno z estetyką troglodytów spod znaku falangi (i w
ogóle wszelkiego rodzaju troglodytów), jak i z estetyką
kruchty i zebrań parafialnych.
Dobra
Zmiana zyska więc niewiele. Dotychczasowi słuchacze Trójki
są na jej propagandę odporni, ci mniej odporni są odbiorcami
innych mediów i Trójka im do niczego nie jest
potrzebna. Z drugiej strony widać wyraźnie, że obecnym władzom
zależy na tym, aby media publiczne w sferze szeroko pojętej kultury
odróżniały się na plus od mediów komercyjnych,
dlatego nie zaryzykują wyczyszczenia PR3 do gołej ziemi i
całkowitego przeprofilowania stacji. Jedynym efektem działań PiS-u
w Trójce jest jak na razie rosnący opór słuchaczy
wobec zmian, który już w przyszłym tygodniu ma przyjąć
formę czynnego protestu pod siedzibą stacji przy ulicy
Myśliwieckiej w Warszawie. Ciekawe, czy i ci demonstranci doczekają
się zaliczenia do gorszego sortu Polaków i świń oderwanych
od koryta.
Oczywiście,
„dobrzy zmieniacze”, którzy tak chętnie w różnych
sprawach naśladują formy działania władz komunistycznych, mogliby
zastosować w Trójce taktykę zastosowaną przez PZPR w latach
stanu wojennego. Wystarczyłoby zostawić ją taką, jaka była,
wyznaczając co najwyżej jakieś bardzo zawężone pole rzeczy
nietykalnych, o których można tylko dobrze, więc się o nich
nie mówi w ogóle, albo się co najwyżej puszcza do
słuchacza oczko, że „my wiemy, a państwo rozumieją”, i na
takie puszczanie oczka świadomie pozwolić. A w pakiecie z tym
wszystkim typowo Trójkowa muzyka, porządnie robione audycje
kulturalne i publicystyka społeczna czy popularnonaukowa,
przynajmniej teoretycznie apolityczna. Mogłaby więc być Trójka
swego rodzaju wentylem bezpieczeństwa, radiem dla inteligentów
kontestujących obecne porządki, ale będących w stanie słuchać
stacji, która – jeśli już nie może być niezależna i
swobodna – w ogóle stara się nie politykować. Taką
funkcję pełniła w czasach PRL, o co zresztą wielu spóźnionych
antykomunistów ma dziś do niej pretensje. Gdyby obecna władza
była choć śladowo inteligentna i rozsądna, zapewne taką Trójkę
by stworzyła. Zamiast dać tak zwanym lemingom kolejny powód
do protestu przeciwko sobie, dałaby im kontrolowany, bezpieczny
spust antyrządowej energii. Niestety dla Trójki (choć
zapewne na dłuższą metę na szczęście dla Polski), obecna władza
ani inteligentna, ani rozsądna nie jest.
Dobra
Zmiana nie ma w sobie nawet tych promili zdrowego rozsądku, które
się zdarzały od czasu do czasu u późnych komunistów.
Obecnym władcom Polskiego Radia (i sterującego nimi obecnemu władcy
Rzeczpospolitej) jest tak naprawdę wszystko jedno, kto i po co
będzie Trójki słuchał, tak jak jest im wszystko jedno, kto
i po co ogląda telewizyjne „Wiadomości”. Najważniejsze jest
zawłaszczenie wszelkich niezależnych od PiS-u instytucji. Choćby
za cenę samoośmieszenia kaczystów i ich idei. Bo przecież
czym innym, jak nie samośmieszaniem się, jest tworzenie radia,
którego profil publicystyczny kłóci się całkowicie z
profilem słuchacza, i wpychanie właśnie do tego radia wyjątkowo
dużej ilości mocno zabarwionej ideologicznie publicystyki? Czym,
jeśli nie głupotą, jest zastępowanie smakowitej i często
kompletnie aideologicznej publicystyki robionej przez fachowców
publicystyką nie dość, że podlaną politycznym sosem, to jeszcze
kiepsko podaną, bo warzoną przez kucharzy nie umiejących gotować
i przynoszoną przez kelnerów nie umiejących donieść
potrawy do stołu? Po co to wszystko, skoro zysk z tego byle jaki?
Powiedz
sama, Dobra Zmiano – na cholerę ci ta Trójka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz